Zielona Granica - film o człowieku wobec bezprawia

Kiedy rozpoczął się kryzys na granicy białoruskiej, nie mogłam spać. W dzień pracowałam, a nocami byłam w kontakcie z różnymi osobami, które działały na granicy, sprawdzałam przepisy, nic nie było jeszcze takie oczywiste. Dziwiło mnie, że tyle osób w ogóle nie ma pojęcia, co się tam dzieje. Zorganizowaliśmy w kancelarii zbiórkę potrzebnych wolontariuszom rzeczy, odzew Przyjaciół i Klientów był niezwykły, przez chwilę nasze biuro wyglądało jak sklep odzieżowo-obuwniczy. (źródło zdjęcia: sfp.org.pl)
Nic w filmie Agnieszki Holland „Zielona Granica” mnie nie zaskoczyło, za wyjątkiem tej niezwykłej umiejętności pokazania w tak krótkim utworze wszystkich najważniejszych stron ogromnego problemu humanitarnego: okrucieństwa samego pomysłu używania ludzi jako „żywych pocisków”, wciągnięcia naszych polityków w tę okrutną zabawę przez Łukaszenkę i Putina - jak do piaskownicy. Wrażliwości ludzkiej, specyfiki pracy z wolontariuszami, głupoty, dobroci, bezsilności, słabości, bohaterstwa. Główna postać strażnika granicznego jest znakomicie ludzka. Kiedy dwa lata temu siedziałam z nosem w papierach sprawdzając co mówi prawo, współczułam bardzo funkcjonariuszom SG, wielokrotnie pisałam, że oni nie mogą nawet odmówić wykonania tych rozkazów, choć są nielegalne. Funkcjonariusze mogą odmówić wykonania konkretnego jednostkowego rozkazu jedynie w przypadku, gdyby rzeczywiście mieli pewność, że to konkretne wykonanie prowadzi bezpośrednio do zagrożenia życia lub zdrowia człowieka (co byłoby przestępstwem)! Takie sytuacje są bardzo ocenne, jednostkowe i byłam pewna (a co się potem potwierdziło), że jest im wmawianie, że wykonanie konkretnych rozkazów nie prowadzi do takich skutków. Więc ten film nie jest o tym, jak Straż Graniczna jest zła, tylko o tym, co realnie dzieje się na polsko-białoruskiej granicy. Każdy powinien go obejrzeć. Ludzie umierają w polskich lasach, a ponad połowa społeczeństwa popiera działania rządu bezprawnie wypychające rodziny poza nasze granice, na śmierć. Przymykanie oka na brak stosowania się do międzynarodowych konwencji i podstawowych standardów prawnych to początek drogi do powtórki z tragedii IIWŚ, wtedy też zaczynało się od drobnych zmian społecznych, narastających latami. Pushback czyli wypchnięcie z powrotem jest po prostu siłowym wyprowadzeniem osób z powrotem za granice bez żadnej procedury. Takie szybkie działanie, że niby nigdy ich u nas nie było, żeby nie trzeba było „bawić się” w papiery. Prawo międzynarodowe (i również wewnętrzne) pozwala w sposób bezwzględny chronić granice (budować zapory, mury, zasieki, straże) ale wymaga, w przypadku już skutecznego przekroczenia granicy, stosowania odpowiednich procedur. Europejski Trybunał Praw Człowieka komunikuje polskiemu rządowi przyjmowanie kolejnych spraw związanych z tym nielegalnym, a stosowanym przez polskie władze systemowo procederem.

Brak komentarzy:

Bardzo dziękuję za Twój komentarz :-)

Obsługiwane przez usługę Blogger.