Matki-antybohaterki


Media obeszła w ostatnich dniach sensacyjna wiadomość. Child Alert: uprowadzono trzyletniego chłopca. Komunikat policji mrozi krew w żyłach. Chłopiec został porwany spod klatki schodowej w bloku przez trzech niezidentyfikowanych mężczyzn. Zamaskowani sprawcy najprawdopodobniej wyrwali dziecko z objęć stawiającej opór matki. W biały dzień. Bandytyzm, trudno inaczej sprawę nazwać. Nic dziwnego, że każdy (prawie każdy), kto dojrzał komunikat na Facebooku czy innym kanale informacji, udostępniał go dalej. W ten sposób system Child Alert – nowość w naszym kraju, zastosowana (podobno) dopiero drugi raz w Polsce zdecydowanie sprawdził się: cała Polska mówi o tym strasznym zdarzeniu.
źródło: www.childalert.pl
 

Muszę szczerze przyznać, że pomimo, że chętnie dzielę się w portalach społecznościowych różnymi informacjami, które mogą przynieść społeczną korzyść, tym razem zobaczywszy ogłoszenie (właściwie w pierwszych minutach, zanim stało się ono tak bardzo nagłośnione), powstrzymałam się jednak od pierwszego odruchu wciśnięcia przycisku „udostępnij”. Z perspektywy wielu zawodowych doświadczeń, przemknęło mi przez głowę, że to może jednak bardziej skomplikowana i delikatna rodzinna sytuacja, może to jakiś zdesperowany ojciec próbujący uzyskać kontakt z dzieckiem, posunął się zbyt daleko? Niech wówczas policja realizuje swoje zadania, ale prywatnie ja w takich poszukiwaniach uczestniczyć nie muszę (i niekoniecznie chcę). Jeśli sytuacja związana byłaby z tzw. porwaniem rodzicielskim, jak się to w prawniczym żargonie określa, sprawa staje się mniej jednoznaczna z punktu widzenia zasad moralnych i zasad sprawiedliwości. Świadczyć może o tym fakt, ze porwania rodzicielskie w jednych krajach Europy stanowią przestępstwo określone kodeksem karnym, w innych – nie.

Z pewnością nasza policja w sprawie opisywanej na wstępie zajmuje się w tej chwili wyjaśnianiem kwestii, czy przesyłane przez ojca dziecka wiadomości, że chłopiec znajduje się pod jego opieką i jest zdrowy – rzeczywiście pochodzą od ojca i czy są prawdziwe. Bo taka właśnie informacja – pokrywająca się z moimi wątpliwościami i na razie niestety niepotwierdzona – została niedawno podana do publicznej wiadomości przez osobę podającą się za ojca chłopca.

Opisywana sytuacja jeszcze nie została wyjaśniona, dziecko nie zostało znalezione, policja nie zaprzestaje czynności. Realnego kontaktu z ojcem podobno nie ma. Nie wiadomo, co z dzieckiem się dzieje i z pewnością na tym etapie konieczne jest doprowadzenie poszukiwań do pozytywnego finału. Zarówno matka, jak i ojciec – a także instytucje państwowe - muszą wiedzieć, gdzie jest chłopiec i czy jest zdrowy, czy nic mu się nie stało. Trzymam kciuki za jak najszybsze i najsprawniejsze działanie policji. Jeśli prawo zostało naruszone, należy przywrócić właściwy porządek sprawom. Wszyscy życzymy temu dziecku, aby okazało się, że to rzeczywiście ojciec, niestety niezgodnie z prawem, postanowił „wziąć sprawy w swoje ręce”. Że nie wydarzyła się żadna gorsza tragedia.

Doświadczenie wskazuje, że jest to możliwe.  Odchodząc od przykładu opisanego powyżej, ponieważ na razie nie znamy faktycznych okoliczności tej sprawy, zastanówmy się, co sprawia, że takie przypadki porwań rodzicielskich w ogóle zdarzają się – i to coraz częściej. Wyobraźmy więc sobie zdesperowanego ojca, który przez lata walczy w sądzie o prawo do kontaktu z dzieckiem i formalnie prawo to jest mu przyznane, jednak matka praktycznie do kontaktów nie dopuszcza – taki ojciec ma naprawdę niewiele narzędzi w ręku. Jeszcze gorzej, gdy matka swoim postępowaniem, często wbrew oczywistym faktom i prawdzie, manipuluje dzieckiem (a czasem też osobami w strukturach wymiaru sprawiedliwości – w prokuraturze, wśród biegłych, przed sądem) tak, by nie dopuścić do ustalenia „normalnych” kontaktów ojca z dziećmi. Wystarczy czasem kilka drobnych faktów przeinaczyć i tata, z porządnego człowieka, w oczach dziecka i instytucji przeradza się w egoistycznego potwora.

Pamiętacie Państwo wpis z tego bloga zamieszczony [tutaj] o matkach-bohaterkach? Tych, które dla dobra dziecka poświęcają swoje uczucia, chowają emocje, połykają łzy i godzą się na radość dziecka z kontaktów z tatą. Choćby dla nich było to osobiście bardzo trudne, bo przecież, jeśli w sprawę wkracza sąd, to najczęściej kontakt  pomiędzy matką a ojcem nie układa się najlepiej. A jednak starają się, by dzieci miały jak najlepsze dzieciństwo, z obecnym w nim ojcem. Dla dobra dziecka. W moim przekonaniu to są bardzo dzielne mamy.

Jest też niestety zupełnie inna kategoria matek. Tych, które z egoistycznych pobudek, bynajmniej nie dla dobra dziecka, nie dopuszczają do kontaktów dzieci z ojcami. Które naprawdę krzywdzą wszystkich wokół, byleby sprawić ból swym dawnym partnerom. I zazwyczaj udaje im się ten ból wywołać, jednak jakim kosztem? Niestety, działania tych antybohaterek bywają wspierane przez instytucje państwowe, które a priori często dają większą wiarę oświadczeniom matek niż ojców. A jeśli nie uda się (już w sądzie) obalić często bardzo krzywdzących i niesprawiedliwych oskarżeń, wówczas taki ojciec pozostaje bezradny, zrozpaczony. Ten stan może wywołać frustrację i skutki tragiczne, np. w postaci porwań rodzicielskich. Aby do sytuacji takich nie dochodziło, czasem wystarczy trochę więcej empatii ze strony osób, które zajmują się sprawami konkretnej rodziny – kuratorów, policji, biegłych, sędziów. Zanim wydarzy się tragedia.

I jeszcze jedno. Piszę tu ponownie o sytuacji stereotypowej, jaką najczęściej zastajemy w polskim porządku prawnym: mama, która na co dzień zajmuje się dzieckiem i ojciec, który domaga się „kontaktów”. Tak bywa nadal w większości wypadków i dlatego taką praktykę opisuję. Na szczęście ten stereotyp również w Polsce ulega powolnym zmianom. Z doświadczeń wynika, że nie ma powodu, aby dziecko nie spędzało większości czasu z tatą, a z matką miało „ustalone kontakty” – i zapewniam, że takie sytuacje się zdarzają. Dzieci mogą być przez ojców otoczone najlepszą, troskliwą opieką. Spodziewam się, że niedługo i do polskiego sądownictwa dotrze informacja, że w tym zakresie nastąpiła (i nadal trwa) wielka i bardzo pozytywna rewolucja społeczna. Bardzo życzyłabym sobie (i Państwu), aby równouprawnienie płci w tym zakresie nie było tylko ładnie brzmiącym frazesem. Formalnie w Polsce nie ma bowiem przecież prymatu macierzyństwa nad ojcostwem.

 

 

 

Brak komentarzy:

Bardzo dziękuję za Twój komentarz :-)

Obsługiwane przez usługę Blogger.