O powszechności ubezpieczeń obowiązkowych i społecznej degrengoladzie


Dzielę się dziś refleksją nieprzynoszącą doraźnych rozwiązań czy pomysłów przyszłych rozwiązań. Więc śmiało można ten tekst pominąć, nie czytać. Będzie malkontencko. O ubezpieczeniach, czyli naszym chlebie powszednim. Konkretnie – o ubezpieczeniach obowiązkowych.

Na przykład adwokaci podlegają obowiązkowo ubezpieczeniu odpowiedzialności cywilnej. Podobnie lekarze. Polega to na tym, że płacimy co miesiąc obowiązkowo składki, w przypadku zaś, gdybyśmy w swych działaniach zawodowych popełnili błąd, to nie my z własnej kieszeni, lecz ubezpieczyciel powinien pokrywać straty.

Założenia ubezpieczenia odpowiedzialności cywilnej są teoretycznie trafne. Wykonuję trudny zawód, mogę obawiać się, że w jakimś miejscu popełnię błąd, ktoś na tym ucierpi, ja zaś będę zobowiązana do pokrycia horrendalnych strat, na których poniesienie mnie nie stać. Więc proszę cię ubezpieczycielu, zbadaj naszą sytuację, oceń, jakie ryzyko wiąże się z ubezpieczeniem moich działań i w zamian za comiesięczną opłatę z mojej strony oraz ze strony kilku tysięcy innych podobnych osób, przyjmij na siebie odpowiedzialność  za nasze ewentualne niedociągnięcia. W ten sposób moi klienci będą mieli 100% pewności, że jeśli zawiodę, uzyskają odszkodowanie od podmiotu, który jest wypłacalny (ja mogę nie być takim podmiotem, a w każdym razie klientowi bardzo trudno ocenić moją wypłacalność).

Super. Tylko, czy wiecie Państwo, że u zarania ubezpieczenie odpowiedzialności cywilnej było np. we Francji traktowane jako nieetyczne i nie wolno było ubezpieczycielom zawierać takiej umowy? (Brytyjczycy podeszli do problemu bardziej biznesowo J.) Obecnie coraz szerzej otwartymi drzwiami wchodzi do nas plaga obowiązkowych ubezpieczeń. Niedługo zacznę się obawiać, że każdy będzie zobowiązany do posiadania ubezpieczenia odpowiedzialności cywilnej dla wszystkiego, co robimy. I w tym kontekście doskonale zaczyna być widoczne, dlaczego ten produkt był dwa wieki temu zabroniony we Francji.

Przyjmuję sprawę „medyczną”. Pacjentce po zabiegu w miejscu jego prowadzenia pozostawiono pamiątkę: narzędzie. Po kilku konsultacjach medycznych, z pewnością, że niestety mamy do czynienia z sytuacją, w której gdzieś po drodze popełniono błąd, kontaktuję się telefonicznie z lekarzem przeprowadzającym zabieg. No i co, słyszę w słuchawce, czy pani wie, ile ja mam takich sytuacji. Proszę ze mną więcej nie rozmawiać, po to mam ubezpieczenie, żeby takich jak pani mieć z głowy.
źródło: wikipedia.org/stomatologia
 

Tylko, że właśnie nie takie miało założenia to ubezpieczenie. Powinno ono raczej chronić potencjalnych poszkodowanych w ten sposób, by zawsze mogli liczyć na wypłacalnego przeciwnika, by zawsze otrzymywali należne odszkodowanie. Umowa ubezpieczenia ma sens, gdy jest zawierana przez świadome podmioty, które czynią to w celu ochrony swych klientów czy „niewinnych” osób trzecich. Tymczasem obecna „powszechność” i „obowiązkowość” tej umowy doprowadza w wielu wypadkach (moim zdaniem) do rozmywania odpowiedzialności i w konsekwencji do bylejakości świadczonych usług. Na szczęście powyżej opisana sytuacja nie należy do częstych, przynajmniej w środowisku adwokackim czy lekarskim, gdzie występują jeszcze inne czynniki samokontroli zawodowej. Tu zresztą myślę, że nawet bez obowiązku, większość przedstawicieli tych grup zdecydowałaby się na dobrowolne ubezpieczenie. Rozciąganie obowiązku ubezpieczenia odpowiedzialności cywilnej na kolejne grupy jest już całkowitym nieporozumieniem. Prowadzić będzie wyłącznie do braku poczucia odpowiedzialności społecznej za własną pracę, a tym samym – do obniżenia jakości świadczonych usług. Ze szkodą, a nie z pożytkiem społecznym.

 

 

5 komentarzy:

  1. Dziękuję !

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja też dziękuję. Z przyjemnością. :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ubezpieczenia to po prostu biznes. Fala powodziowa w Polsce pokazała, jak ciężko mieli poszkodowani z dostaniem pieniędzy za zniszczone mienie, w każdej dziedzinie tak jest.

    OdpowiedzUsuń
  4. Niestety właśnie takie jest to zjawisko, jak pisze Artexpo - a im bardziej "biznesowe" podejście do tematu, tym mniej indywidualne i w efekcie - prowadzące do takich wypaczeń, jakie opisuję. Pozdrawiam i dziękuję za komentarz komentarz.

    OdpowiedzUsuń
  5. Niestety właśnie takie jest to zjawisko, jak pisze Artexpo - a im bardziej "biznesowe" podejście do tematu, tym mniej indywidualne i w efekcie - prowadzące do takich wypaczeń, jakie opisuję. Pozdrawiam i dziękuję za komentarz komentarz.

    OdpowiedzUsuń

Bardzo dziękuję za Twój komentarz :-)

Obsługiwane przez usługę Blogger.