O poszanowaniu prawa i dlaczego tak nam to ciężko idzie.




 Dziś w Sejmie podczas obrad  jeden z posłów musiał opuścić salę, poprosił więc koleżankę, aby zagłosowała za niego. To znaczy - wcisnęła guzik, podniosła rękę. Tak też zrobiła, co zostało zauważone przez innych posłów. Niektórzy uznali, że taka sytuacja jest niedopuszczalna. Część komentarzy zbagatelizowała sprawę (i tak głosowanie miałoby analogiczny rezultat), zaś poseł, który „zlecił” koleżance przysługę, wypowiedział się przed kamerą, że „moralnie jest w porządku”, ponieważ chciał głosować, a wyjść musiał. Nic specjalnego się nie stało, bo większość sejmowa zagłosowała.
Jest to sytuacja wielce zdumiewająca dla obserwującego ją adwokata. Zdarzenie też przygnębiające, tym bardziej, że poseł, który „oddał swój głos” koleżance, rzeczywiście pozostawał dotychczas niekwestionowanym (dla chyba żadnego środowiska) autorytetem.
W pewnym sensie można mówić o podobieństwie sytuacji opisywanych posłów (z których jeden prosi drugiego o oddanie za niego głosu) do dość niestety powszechnego w życiu codziennym zjawiska – a mianowicie przestępstwa złożenia za kogoś (podrobienia) podpisu. Zdarza się to na przykład mężom lub żonom, którzy wypełniają deklaracje podatkowe za siebie i swoją druga połowę, nie jako pełnomocnicy, tylko właśnie poprzez „podpisanie się” – za zgodą nieobecnego – za inną osobę. Kodeks karny jest w takich sytuacjach bezwzględny. Nie szkodzi, że była zgoda na podpis, nie szkodzi, że nikt nie ucierpiał. Nie szkodzi, że to nie osoba, za którą się podpisano składa zawiadomienie do prokuratury. Nie szkodzi, że deklaracja odpowiada prawdzie. Można próbować bronić się argumentem, że czyn taki charakteryzuje się niską szkodliwością społeczną, jednak argument ten nie zawsze będzie trafny. Sądy nie umarzają co do zasady postępowań w takich sprawach. Jest skazanie (nawet, jeśli wyrok łagodny), osoba jest uważana za karaną, co bywa bardzo dolegliwe życiowo.
Zakładam, że w trochę bardziej zaawansowanej demokracji, taki poseł czy posłanka oddający za kogoś głos mogliby pożegnać się z mandatem. U nas takie sytuacje już miały miejsce i nikt mandatu nie oddawał, jednak stwierdzano, że prawo zostało naruszone. Jak ta sprawa skończy się w sejmie, zobaczymy.
Bieżąca polityka nie jest tu głównym tematem. Chodzi o znacznie więcej. O podejście do prawa, do poszanowania zasad, do stosowania pewnych reguł.
Nie mogę posłowi na sejm mojego kraju darować, że lekce sobie waży prawo, które przecież on właśnie, wraz z innymi posłami, stanowi. Nie mogę przede wszystkim podarować tych słów, że „moralnie jest w porządku”. Kiedy przedstawiciel władzy ustawodawczej wysyła społeczeństwu sygnał, że jakaś „wewnętrzna moralność” – którą określa kto? - przeważa nad przyjętymi zasadami prawnymi, jest to prosta droga do usprawiedliwienia absolutnie wszystkiego. W imię różnych idei wiele popełniono bezeceństw.
fot. Krzysztof Białoskórski www.sejm.gov.pl

 
Spotykałam się – w różnych wariantach i okolicznościach – z sytuacjami, w których jakieś osoby składały „za kogoś” podpis. Wielokrotnie odżegnywałam klientów od takiego procederu. Muszę powiedzieć, że może nawet spotykałam się z przekonaniem, że w sumie podrobienie podpisu za czyjąś zgodą, to sprawa bagatelna; jednak kiedy zwracam uwagę, że przepis to przepis – i są pewne przesłanki, które spowodowały, że jest tak stanowczy, spotykałam się też zawsze z ostatecznym zrozumieniem. Chcemy szanować prawo, bo chcemy być szanowani. Osoby, które "uwikłane" były w niemiłą sytuację z podpisem - zawsze ostatecznie żałowały, że w ogóle doszło do takiego zdarzenia. Nie słyszałam od nich, że były "moralnie w porządku". Dlatego nie mogę zrozumieć, jak można bagatelizować łamanie prawa w analogicznych sytuacjach w Parlamencie. O wiele gorszy, bo demoralizujący, był komentarz pana posła. Już przez sam fakt, że złamane zostało prawo na oczach całego społeczeństwa - moralnie nie jest w porządku.

8 komentarzy:

  1. Elżbieto, wiem że to blog prawniczy, sama jestem niedoszłym prawnikiem (prawo porzuciłam na 3 roku) i od tego czasu prawa nie szanuję, nie przeceniam i traktuję jako zło konieczne. Uważam, że wszelkie dyskusje na temat moralności w kontekście prawa czy prawa w kontekście moralności są w polskim systemie prawnym żartem, kpiną, farsą. Stosowane przez ludzi, którzy są jedynie strażnikami obowiązującego prawa, z zasady a dodatkowo doświadczenie życiowe ich wiary w system nie pozbawiło.
    To jak oceniamy rzeczonego posła to jedno ale akurat dyskusja z argumentacją, że moralnie było w porządku jest uważam szkodliwa społecznie. Mamy niechlujny, bałaganiarski, sprzeczny, zawiły, niespójny system prawny i wszelkie nawoływania, że dura lex sed lex w sensie w nosie mamy moralność ważniejsze jest prawo są złe. Bo jednak warto dokopywać się do sedna. A sednem w moim mniemaniu jest jednak moralność. Nie prawo. I więcej pożytku zrobili by wszyscy gdyby wypowiedzieli jawnie posłuszeństwo wobec złego prawa niż nawoływali do ślepego stosowania złego prawa. Nie mam tu na myśli przykładu z posłem bo to akurat zupełnie inny przypadek. Ale mnie osobiście paradoksalnie bardzo się podoba pogrywanie z systemem prawnym, które wyczynia PIS, bo ono może pomóc naprawdę zdeprecjonować prawo. To co działo się wokół Trybunału było naprawdę kuriozalne. Dziennikarze i eksperci prześcigali się z snuciu czarnych scenariuszy jakoby miał nastąpić armagedon, zapaść cywilizacji i dorobku demokracji. I co okazało się jak bardzo nasz system jest tworem sztucznym, nieadekwatnym do rzeczywistości i.... jestem o tym głęboko przekonana w 90 % niepotrzebnym. Wszyscy się podśmiewaliśmy z Pani Magdaleny O. ale prawo w Polsce naprawdę warto byłoby napisać na nowo. Proste, adekwatne i takie na jakie wszyscy zgodzimy się by je respektować.
    Wiem, że jako prawnik myślisz zupełnie inaczej. Nie traktuj mojej wypowiedzi jako jakiś atak na Twój tekst. To po prostu zupełnie inny punkt widzenia, przyjęty po wielu doświadczeniach życiowych.

    Justyna

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję Justyno za komentarz. Właśnie dlatego, że zachowania polityków są tak jawnie demoralizująco niszczące porządek prawny, mamy potem takie odczucia w społeczeństwie, jakie opisałaś. Temat jest bardzo szeroki i nie da się go skwitować w komentarzu. Mogę powiedzieć, że jest to przygnębiające, kiedy "pogrywanie z systemem prawnym" może komukolwiek sprawiać satysfakcję. Prawo to jest narzędzie i nie jest dobrem samym w sobie. Bywa, choć wcale nieczęsto, że jakieś przepisy są złe - wówczas należy je zmienić i rządzący mogą i powinni tym się zająć. Prawo zaś to wynik interpretacji przepisów, która to interpretacja powinna uwzględniać określony system wartości. W tym sensie prawo i moralność zawsze idą w parze. Sytuacja, że ktoś działa wprost sprzecznie z prawem i uważa się za usprawiedliwionego, bo sam lepiej wie, co jest dobre a co złe (bo ma, jak rozumiem, takie przekonanie wewnętrzne) jest zazwyczaj drogą do celu własnego bez względu na środki - i zazwyczaj (choć zgadzam się, że nie zawsze) zasługuje z punktu widzenia moralności na potępienie. To, co opisujesz jako "słuszny bunt" zdarza się chwalebne, jeśli jest tzw. obywatelskim nieposłuszeństwem. Jednak tylko w sferze prywatnej postępowania konkretnego człowieka. Kiedy zaś politycy zaczynają moralnością usprawiedliwiać bezprawie, to nigdy, ale to nigdy, nie powinno być na to zgody ze strony społeczeństwa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przede wszystkim dziękuję, że usłyszałaś co mówię, to się rzadko zdarza;)
      Przyznaję rację w krytykowaniu posła, bo trudno by prawnik, policjant czy poseł nie raczył respektować prawa. To jakby lekarz stwierdził, że leczenie jest bez sensu. Prawo pewnie jest potrzebne tyle, że zapomnieliśmy już, że to ono ma służyć nam a nie my jemu. Może jestem wyjątkiem, że tak to odczuwam ale mam gdzieś w naturze zakorzenione poczucie tego co dobre, właściwe, sprawiedliwe a każde moje zderzenie z prawem powoduje tarcie i nadwyrężanie morale. Już na studiach jako zagorzała idealistka przeżyłam pierwsze załamanie wartości gdy zobaczyłam co się dzieje. Na uczelni prawniczej, która powinna być ostoją prawości i moralności zarazem. Potem myślałam sobie, że skoro jest trzeba przestrzegać, po czym doprowadziło mnie to do refleksji, że ja owszem chętnie będę przestrzegać prawa tylko niech mi ktoś łaskawie wyjaśni jakie ono jest. Wpadłam bowiem w kleszcze różnych rozstrzygnięć, luk i kolizji i nadinterpretacji. Jakiś czas myślałam, że te obrazy w programach telewizyjnych to jakieś wyjątki od reguły ale to niestety prawna codzienność. Poza naprawdę trudnymi sprawami, z którymi miałam do czynienia osobiście czy w rodzinie miałam też i banalne. Postanowiłam kiedyś odmowić mandatu 50 zł, za stanięcie na zakazie. Poszłam z tym do Sądu, ponieważ od strony od której wjechałam zakazu nie było. Odbyły się trzy sprawy z wzywaniem świadków, zarządcy drogi, policjantów, protokoły, wizja lokalna. Sąd przyznał mi rację,zakaz dalej stoi na tej ulicy tylko z jednej strony a samochody dalej wjeżdżają od drugiej i co jakiś czas policja wlepia mandaty. Jak pomyślę ile kosztowała ta sprawa, jak dalece była bez sensu, to mi się robi niedobrze. I jak tu mówić o zasadności, moralności i prawie. Ja tam nie powinnam była wjechać bo zakaz jak najbardziej była zasadny, zaparkowane samochody uniemożliwiały dojazd pojazdom pogotowia, straży czy innym. Więc skutkiem działania prawa powinno być naprawianie sytuacji, które zostały wypaczone w skutek jego wadliwego działania. A ograniczamy się do frazesów typu nieznajomość prawa szkodzi. Umówmy się, gdyby człowiek chciał znać prawo, to przy tej ilości niemal codziennie produkowanych gniotoustaw nie byłoby czasu by żyć. A najczęściej od razu to nawet eksperci czytając ustawy nie są pewni czy je rozumieją i jak ostatnio w przypadku ustawy o ziemi bo akurat nią się interesowałam słyszałam ze wsząd wypowiedzi ekspertów, że poczekamy kilka miesięcy to się wyjaśni. Czyli, że co ? Dopiero wtedy napiszemy sobie kilka prześmiewczych artykułów na temat tego, że każdy urząd w każdym powiecie zgoła inaczej interpretuje ustawę?
      Ja bym chciała naprawdę bym chciała prawa móc przestrzegać ale moim zdaniem się nie da. Kiedyś poprosiłam US o interpretację przepisu ustawy o vat. Że działalność prowadziłam w dwóch miejscach a mieszkałam w trzecim to poprosiłam wszystkie trzy. Mam je do dziś trzy doskonale odmienne interpretacje tych samych przepisów.
      Ja nie chcę i nie mogę żyć w kraju, w którym beztrosko zadomowiło się powiedzenie " dajcie mi osobę a znajdę na nią paragraf". Takie prawo tworzy sie w kraju po to by móc kontrolować ludzi, trzymać ich krótko i żeby byli cicho. Dopóki nie nadepną komuś na odcisk mogą robić co i jak chcą.
      Mamy mega zawiłe prawo a świadomość prawną obywateli tragiczną. Tam gdzie ono jest potrzebne tam nie działa. Tak naprawdę to co ono załatwia dla obywatela? Ono jest potrzebne przede wszystkim Państwu i sankcjom przeciw nieposłuszeństwu. Naprawdę nie umiem wskazać sytuacji gdzie dzięki prawu mogę czuć się pewnie i bezpiecznie. Żadne moje prawa nie są chronione bardziej niż mogę je zabezpieczyć osobiście. Regulacje najczęściej moje prawa ograniczają lub mnie do czegoś przymuszaniem. Ba nawet zaniechaniem prawo można łamać i ponieść dotkliwe sankcje. A gdy już to przyjdzie rozstrzygać w Sądzie to już inna historia.

      Justyna

      Usuń
  3. Wygląda na to, że wielka szkoda, bo chyba nasze społeczeństwo straciło szansę na dobrego prawnika ;-). Jeśli chodzi o cytat na temat znalezienia paragrafu na człowieka, to nie chciałabym wchodzić w politykę, jednak pochodzi on z czasów, do których za wszelką cenę nie chcielibyśmy wrócić. Dlatego właśnie tak należy moim zdaniem oburzać się, gdy osoby publiczne okazują brak szacunku do prawa, to się bardzo źle historycznie kojarzy. Właściwie, to nie ma chyba pomiędzy nami sporu co do oceny sytuacji, może jedynie co do wniosków, jak można poprawić sytuację; ja też uważam, że prawo to narzędzie - które jeśli będzie nieumiejętnie używane, może krzywdzić. Dlatego potrzebujemy fachowców: dobrych urzędników, dobrych sędziów, dobrych adwokatów, którzy będą umiejętnie bronić praw obywateli. Jeśli chodzi zaś o sprawę ze znakiem drogowym, to zawsze można problem zgłosić inżynierowi miasta lub innej odpowiedniej jednostce w gminie. Czasem tak jest, że każdemu się wydaje, że jacyś "inni" powinni się sprawą zająć, a tymczasem wszyscy tworzymy społeczeństwo i jak ktoś zrobił coś niemądrego (postawił w idiotycznym miejscu znak drogowy), to warto taką sprawę po prostu naprawić ;-) pozdrawiam i życzę samych pomyślnych sytuacji, które przywrócą wiarę w to, że prawo i moralność chodzą jednak w parze :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Się mogłam nagadac. Dzięki za wysłuchanie/przeczytanie :) To z poczucia bezradności. Wiesz nie pomyślałam nawet, że kwestię znaku mogłabym załatwić. To doskonały pomysł. W poniedziałek się za to zabieram. Mam nadzieję, że nie napotkamy na wejściu na proceduralnych opór ;) Pisz częściej. Lubię Twój blog. Trafiłam od siostry. Architektura mnie mniej frustruje ;)

      Usuń
  4. Odpowiedzi
    1. kolejny gniot:

      http://gospodarka.dziennik.pl/news/artykuly/518343,ziemia-odzyskana-ustawa-rolna-ma-luke-dzieki-niej-grunty-bedzie-mozna-sprzedawac-bez-ograniczen.html

      J.

      Usuń
  5. Powinniśmy częściej zabierać głos, gdy prawo jest łamane, po prostu. To taka żmudna droga do celu :-) Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń

Bardzo dziękuję za Twój komentarz :-)

Obsługiwane przez usługę Blogger.