Prawo ojca do (nienarodzonego) dziecka.


Przychodzą do mnie rodzice, którzy pragną dobrego, normalnego kontaktu ze swoimi dziećmi, a z powodów życiowych kontakt ten jest niemożliwy lub bardzo trudny. Coraz częściej sprawy dotykają również kwestii ochrony nienarodzonego życia, to znaczy dzieci nienarodzonych jeszcze, nazywanych po prawniczemu dość okropnie brzmiącym określeniem nascituturus. Dopóki problem nie dotyka nas osobiście, mało kto zastanawia się nad prawami tych dzieci do relacji z ojcem czy nad prawem ojców do współdecydowania o nienarodzonym dziecku. O wyborze miejsca porodu, na przykład,  szczególnie, jeśli wiemy, że dziecko będzie potrzebowało natychmiastowej pomocy medycznej po urodzeniu.  A prawo do wiedzy ojca, że jest ojcem? A do wiedzy o tym, gdzie znajduje się jego nienarodzone dziecko (siłą faktu, wraz z matką)? Czy ojcowie mają takie prawo, a jeśli zechcą je egzekwować, to czy powyższe narusza, czy nie narusza wolności matki? Bo jak już dziecko jest „na zewnątrz”, to przecież ojciec ma prawo wiedzieć, gdzie jego dziecko jest. A jak dziecko jest „tylko” nasciturusem?

Żyjemy w społeczeństwie zmian, truizm. Rewolucja obyczajowa, rewolucja techniczna, przełomy w myśleniu, zmiany schematów, ludzkość chce panować nad wszystkim, lecimy na Marsa, przeszczepiamy organy, badamy DNA. Jesteśmy w ciągłym ruchu, zmieniamy miejsca pracy i zamieszkania. Mówimy wieloma językami, jeździmy po świecie. Mówimy, że świat się skurczył. Mężczyźni, kobiety, dzieci – wszyscy  jakoś sobie z tymi zmianami, z tym tempem niesamowitym musimy radzić. A kiedy coś nie gra, albo ma grać inaczej niż ktoś to sobie założył, to zmieniamy PRAWO, żeby UREGULOWAĆ nowe sytuacje społeczne. Tak to wygląda.
Komedia z 1994 r., w którym główny bohater - mężczyzna - zachodzi w ciążę; wbrew pozorom (i nie chodzi o medyczne możliwości czy niemożliwości) nie taka znów absurdalna sytuacja. Źródło: https://upload.wikimedia.org/wikipedia/en/e/e2/Juniorposter.jpg
 
Jest wielu ojców, którzy czują się odpowiedzialni za dziecko od chwili poczęcia. W ciąży nie mają właściwie żadnych praw. Nie, nie mogą zdecydować, by ich córka urodziła się w lepszej klinice, nawet jeśli chcieliby to w pełni sfinansować. Po urodzeniu mogą mieć kłopot, gdy okaże się, że chcieliby mieć choćby kontakt z dzieckiem, które nie pochodzi z małżeństwa, jeśli jego matka nie zechce podać swego adresu. Matka może (niemal) bezkarnie wpisać do aktu urodzenia, że ojciec nie jest znany, choć doskonale wie, kto ojcem jest. Jeszcze gorzej, gdy wyjedzie z dzieckiem za granicę. Wówczas nie lada kunsztu prawnego, a z pewnością długiego czasu, wymaga doprowadzenie spraw do ich właściwego wymiaru. Wbrew pozorom, nie mówię o przypadkach teoretycznych. Mówię o prawdziwych ludzkich dramatach. Ojcowie też są kochającymi rodzicami i trudno wytłumaczyć, dlaczego mieliby być rodzicami drugiej kategorii.

Prawo stoi trochę w opóźnieniu za zmianami społecznymi. Nie zawsze nadąża. A zwłaszcza ostatnio – słabo nadąża. Przy każdej więc kolejnej sytuacji bezradności przychodzi pokusa zmiany przepisów. Nie zawsze jest to pozytywne. Czasem lepiej nie zmieniać nic, za to mądrze wspierać praktykę. Jeśli zaś mowa o ochronie dzieci – nienarodzonych czy już narodzonych – zdecydowanie lepiej byłoby, gdyby zmiany – jeśli mają nastąpić – dotyczyły raczej umożliwienia realizacji odpowiedzialnego rodzicielstwa przez oboje rodziców, nie tylko matkę.

Jeśli chodzi o ochronę dziecka poczętego, jak również dzieci już urodzonych, to warto wiedzieć, że np. we Francji takie dzieci są już dziś znacznie lepiej niż u nas chronione, choćby poprzez penalizację  ukrywania macierzyństwa czy faktu urodzenia dziecka, a także nieujawnienia przez matkę wiadomego ojcostwa. Jeśli do tego dodać, że wszelkie postawy rodzicielskie, które naruszają prawo dziecka do kontaktu z obojgiem rodziców  karane są sowitymi grzywnami, będziemy mogli zrozumieć, dlaczego „zagraniczne” dzieci często w większym zakresie mają możliwość korzystania z opieki i pomocy (również finansowej) obojga rodziców. Odpowiedzialności trzeba się czasem nauczyć i dobrze, gdy odpowiedzialne Państwo daje społeczeństwu narzędzia, aby było to możliwe.

7 komentarzy:

  1. Bardzo interesujący wpis. Warto przeczytać.
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo dziękuję i pozdrawiam! EB

    OdpowiedzUsuń
  3. Warto się z tym zapoznać. Bardzo cenne wskazówki :) Trzeba znać granice, których nie wolno przekroczyć :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Właśnie, każdy powinien znać granice - zarówno ojcowie, jak i matki :-) Pozdrawiam i dziękuję za komentarz!

    OdpowiedzUsuń
  5. Walka o dziecko to jedne z najtrudniejszych sporów sądowych. Szczególnie trudno walczyć ojcu, ale nie ma się co poddawać, w końcu to wszystko robi się dla dobra dziecka. Ono tu jest najważniejsze. Oby tylko nie towarzyszyło rodzicom na sali sądowej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, zgadzam się, dziękuję za udział w dyskusji.
      Dzieci nie mają wstępu na sale sądowe, za wyjątkiem szczególnych sytuacji, które każdorazowo wymagają zgody sądu. Pozdrawiam!

      Usuń
  6. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń

Bardzo dziękuję za Twój komentarz :-)

Obsługiwane przez usługę Blogger.